Tygodnie zaczęły uciekać w szaleńczym tempie. Pewnie ani się obejrzę, a już Pierworodny będzie kończył dwa latka... Choć poniekąd pogodziłam się już z faktem, że czas ucieka zbyt szybko, bym mogła się nacieszyć moim synem, wciąż czuję przerażenie, gdy czasem zerkam na kalendarz. To chyba nigdy nie minie. Jedyne, co pozostaje, to chwytać te wszystkie chwile mocno i pewnie, zachowywać je w słowach, pamięci i na fotografiach...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rodzicielstwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rodzicielstwo. Pokaż wszystkie posty
04 października 2014
16 września 2014
Rok razem.
Dokładnie rok temu, razem przeżyliśmy coś niesamowitego. Wtedy nie potrafiłam płakać ze wzruszenia, byłam chyba zbyt zmęczona, a jednocześnie zbyt oszołomiona szczęściem. Pierworodny też nie płakał, oboje za to leżeliśmy przytuleni do siebie, skóra, przy skórze i odpoczywaliśmy. Płakał duży On, a ja przez miniony rok, wielokrotnie nadrobiłam już brak łez wzruszenia tamtego 16 września...
05 sierpnia 2014
Wielki krok małego człowieka.
Wczoraj oglądałam krótkie filmiki, na których Pierworodny był nieporadną, chudą larwą. Cieszyłam się wtedy każdą, nawet najmniejszą rzeczą, jaką wykonał. Czy to nieśmiało gaworzył, czy próbował unieść głowę w górę. Byłam obok niemal w każdej chwili, gdy działo się coś nowego. Coś ważnego.
Pewnie nigdy żaden rodzic nie będzie w stanie wytłumaczyć skąd bierze się ta duma, gdy jego dziecię dokonuje, nawet i najprostszych osiągnięć. Ja też nie potrafię. A dumna jestem ze wszystkiego i wszystko napełnia mnie niewypowiedzianym szczęściem, które niesie ze sobą każdy wspólnie z Nim spędzony dzień.
07 czerwca 2014
Samodzielność.
Z każdym dniem do tego bliżej. Z każdym krokiem, stawianym niepewnie przy moim wsparciu. Lada chwila będzie już bardziej samodzielny. Taki mały, a zarazem taki "dorosły", choć z tak wielu rzeczy nie zdaje sobie sprawy, choć ledwo od ziemi odrasta.
Czepiam się tych wszystkich wspólnych momentów, jak topiący się koła ratunkowego. Już nigdy nie wrócą, nigdy się nie powtórzą, w większości zagubią się w zawodnej, ludzkiej pamięci. Ile bym dała, by mieć możliwość cofania się w czasie, lub przeżywania swojego życia wciąż od nowa, w identyczny sposób jak teraz.
Każdy moment z tym małym, żądnym przygód i samodzielności człowiekiem jest na wagę złota. Codziennie całuję te małe rączki, które wszystko chwytają i obracają w drobnych paluszkach. Codziennie patrzę w te cudne oczy, które z takim zainteresowaniem chłoną otaczający świat. Codziennie zachwycam się tymi małymi stópkami, które chciałby pokonywać maratońskie dystanse.
Nie uchronię Cię przed każdym upadkiem. Nie będę w stanie połatać złamanego serca. Nie będę mogła wziąć od Ciebie choroby, czy bólu. Ale zawsze będę obok i kiedy tylko będziesz tego potrzebował ujmę Cię za dłonie, by przejść z Tobą przez najgorsze.
27 maja 2014
Ojców też można sklasyfikować.
O tym, że kobieta zmienia się w obliczu macierzyństwa wie każdy - ona sama, jej otoczenie, a najlepiej wie o tym jej partner. Nie jest już tą samą osobą, co wcześniej. Jednak, czy zmienia się tylko ona? Obserwując różne pary, zauważyłam, że dmiametralną zmianę przechodzi również ojciec, choć jego zmiana jest raczej niezauważana. Przygotowałam więc dla Was typologię ojców, którymi mogą stać się mężczyźni w zderzeniu z rodzicielstwem.
Domator.
Bywa, że mężczyzna z duszy towarzyskiej zmienia się w domatora. Na pierwszy rzut oka wydaje się to być zaletą, bo można dojść do wniosku, że woli przebywać w domu z rodziną i się nimi cieszyć, niż spędzać czas z kumplami. Niekiedy jednak domator przeobraża się w bardziej doskonałą formę - okupanta kanapy, którego wyciągnięcie gdziekolwiek (zakupy, kino, obiad u rodziny, spacer) staje się zdaniem jeśli nie niemożliwym, to bardzo trudnym.
Leniwiec.
Leniwiec jest bardzo bystry. Świetnie obserwuje, w szczególności swoją partnerkę, która robi wszystko, by pogodzić w sobie wszystkie role: młodej matki, żony i pani domu. Leniwiec więc odpuszcza sobie wiele rzeczy jak pomaganie w obowiązkach domowych, przy dziecku czy troskę o partnerkę, jaka miała miejsce podczas jej ciąży. Naiwnie wyrabia w sobie przekonanie, że skoro kobieta jak świetnie sobie radzi, on nie musi jej pomagać, bowiem jego partnerka stała się kobietą ze stali: przetrzymała poród, to przetrzyma wszystko.
Paranoik.
Panikarz i choleryk w jednym. Wciąż trzęsie portkami,
że dziecko zachoruje, bo jest za lekko ubrane, czuje potrzebę ciągłego
trzymania dziecka za rękę, by przypadkiem nie upadło i nie obdarło sobie
kolana i najchętniej całe życie karmiłby pociechę papkami, żeby broń
Boże się nie zadławiło czymś większym. Ma skłonność do dramatyzowania, a
jednocześnie toczy wewnętrzną walkę pomiędzy swoimi obawami, a zdrowym
rozsądkiem.
Super tata.
Z imprezowicza i lekkoducha zamienia się w odpowiedzialną i troskliwą głowę rodziny. Zmieniają mu się priorytety, w końcu dorośleje i zaczyna pracować nad tym, by coś dla rodziny osiągnąć. Szczerze cieszy się stanem ojcostwa i ochoczo włącza się w opiekę nad dzieckiem od samego początku.
Super ojciec.
Wie wszystko na temat swojego dziecka. Ba, wie nawet wszystko na temat Twojego i nie zawaha się umoralnić Cię w każdej sytuacji, którą uzna za stosowną. Czyli zawsze. A spróbuj się przeciwstawić, to potraktuje Cię jak własne, niesforne dziecko, które jeszcze nic o życiu nie wie i nie ma praw do wyrażania własnych opinii.
Pracuś.
Dostaje istnego jobla na punkcie zarabiania pieniędzy. Bierze nadgodziny i wyrabia 150% normy, żeby dostać premię. Wszystko po to, by dać dziecku absolutnie wszystko, na co zasługuje. Jego zdaniem oszczędzanie na dziecku to grzech, nie będzie więc szczędził pieniędzy na markowe ciuszki, czy super gadżety, bez których dziecko (nie)mogłoby się obejść.
Duże dziecko.
Zdecydowanie nie może doczekać się wszystkich okazji, które wiążą się z obdarowywaniem dziecka jakimiś prezentami. Jednak nie byle jakimi, a najlepszymi, najfajniejszymi zabawkami. Wybiera prezenty, które sam jako dziecko chciał dostać, a po ich rozpakowaniu przez pociechę spędza długie godziny na wspólnej z nim zabawie. Jak tylko zabawka się nudzi, zaczyna planować, co też niesamowitego kupić dziecku na kolejną nadarzającą się okazję.
Muszę przyznać, że Tata Pierworodnego również bardzo zmienił się odkąd syn nasz pojawił się na świecie. Obserwując go, mogę stwierdzić, że jest miksem głównie dwóch typów: paranoika i dużego dziecka. A jak bardzo zmieniło ojcostwo Waszych partnerów?
26 kwietnia 2014
Bezpiezeństwo przede wszystkim!
Mam z dzieciństwa takie wspomnienie, że gdy będąc w początkowych klasach podstawówki bawiłam się w najlepsze z koleżankami na podwórku, za każdym razem, gdy zaczynało się ściemniać, mama wołała mnie do domu. Wściekła byłam, że mnie wołają zawsze jako pierwszą, a inne dzieci mogą się jeszcze bawić. Wiele razy myślałam wtedy, że kiedy ja będę miała dziecko będę pozwalała mu bawić się na dworze tak długo, jak będzie chciało. Nawet, jak będzie ciemno!
Dziś uśmiecham się na to wspomnienie, a jednocześnie gorycz ściska mi gardło, gdy mam świadomość, że niektórzy rodzice bezpieczeństwo dzieci mają gdzieś. Osobiście nie jestem zwolenniczką żadnych skrajności: nie pochwalam przesadnego chuchania na dziecko, ani zupełnego braku zainteresowania. W mojej opinii dziecku należy dać stosowną ilość swobody i obdarzyć zaufaniem, dać nabić sobie guza, przewrócić się na rowerze, czy zedrzeć kolano. Rolą rodzica jest wtedy pocieszyć, opatrzyć ewentualna ranę. Szczytem braku serca jest powiedzenie dziecku w takiej sytuacji: Widzisz? Masz za swoje! Jest też druga, skrajnie przerażająca sprawa, jak zupełne lekceważenie i ignorowanie upadków, czy krzywd, które mogą być dla zdrowia, czy nawet życia dziecka niebezpieczne. Bo przecież jej/jemu nic nie jest, a wszyscy wokół przesadzają!
Z opowieści znam przypadek całkowitej głupoty i przerażającej ignorancji ze strony matki, która po upadku swojego dziecka ze stromych schodów stwierdziła, że wszystko jest dobrze. Ba! Ona nawet zlekceważyła pojawiające się na całym ciele ogromne, purpurowe sińce i ranki w ustach. Nadal uparcie twierdziła, że nie ma potrzeby jechania do lekarza. Sytuację i życie dziecka uratował ojciec, który po delegacji wrócił do domu i z miejsca, nie śpiąc od dwóch dób zabrał dziecko do lekarza. Wykryto bowiem bardzo poważny problem z krzepliwością krwi. Dziecko mogło pożegnać się z życiem.
Cały czas, gdy o tym myślę mam ciarki na całym ciele i nie mogę pogodzić się z faktem, że ktoś, kto teoretycznie kocha swoje dziecko może mieć tak lekkie podejście do spraw bezpieczeństwa. Albo bagatelizować objawy, które każdą inną matkę przyprawiłyby o zawał serca.
Dlatego apeluję do Was: nie bądźcie obojętni, gdy widzicie, że coś na prawdę jest nie tak, nawet, jeśli osoba, której zwrócicie uwagę obrazi się, pogniewa, oburzy. To jest mała cena za uratowanie dziecku zdrowia lub życia. A być może, jeśli matka będzie kumata, po czasie Wam podziękuje.
I pomimo tego, że dziecko jest w stanie podnieść się z uśmiechem na twarzy z niejednego upadku, są sytuacje i objawy, których zamiecenie pod dywan może skończyć się tragicznie.
Oto kilka moich rad, jak zwiększyć bezpieczeństwo naszych dzieci w domach:
- W miarę możliwości zorganizujmy dzieciom pustą przestrzeń do zabawy.
- Nie zostawiajmy na krawędziach blatów kuchennych, czy stołach, ławach żadnych przedmiotów, które spadając mogłyby zrobić dziecku krzywdę.
- Zwracajmy uwagę na zabawki. Niektóre z nich mają zaniżone zalecenia odnośnie wieku dzieci.
- Zamykajmy drzwi do pomieszczeń, do których dziecko nie powinno wchodzić.
- Zabezpieczmy schody.
- Nie pozwalajmy dzieciom na zabawę przedmiotami, które nie są zabawkami i absolutnie do tego celu się nie nadają.
- Nie pozwalajmy majstrować dzieciom w krytycznych miejscach - np. wśród kabli, drzwi, które mogłyby przytrzasnąć, wśród gniazdek elektrycznych i sprzętu rtv i agd.
- Zawsze upewniajmy się, że nie ma możliwości, by dziecko znalazło na podłodze coś, czym może się zadławić.
- Wszelką chemię i detergenty trzymajmy tam, gdzie dziecko nie ma dostępu.
- A przede wszystkim - miejmy oczy szeroko otwarte i nauczmy się przewidywać sytuacje!
01 kwietnia 2014
Skok rozwojowy inny niż wszystkie.
O tym, że Pierworodny dosyć wyraźnie przechodzi skoki rozwojowe zorientowałam się już na samym początku. Jedne były łagodniejsze, inne bardziej drastyczne. Nie spodziewałam się jednak, że czeka mnie jakikolwiek, który wywróci wszystko do góry nogami, choć tak kurczowo będę się trzymać wszystkich zasad, które stosowałam przez cały ten czas...
Okazuje się, że skok rozwojowy przypadający na okolice siódmego miesiąca życia jest dla nas prawdziwą rewolucją. Pierworodny zaczął się już do niego przygotowywać tydzień temu, gdy stracił apetyt i odmówił obiadków, ale teraz przeżywamy prawdziwe apogeum...
W trakcie tego skoku może pojawić się lęk separacyjny. Gdziekolwiek o tym nie czytałam, wszystkie źródła zalecają, by kiedy np. wychodzimy z pokoju, w którym jest dziecko, mówić mu o tym i zapewnić je, że zaraz wrócimy. Oczywiście czytając o tym znacznie wcześniej, uważałam, że to głupie, ale złapałam się w końcu na tym, że robię tak, ani tego nie planując, ani nawet nie mając świadomości, że stosuję się do tej rady. Czytałam również, że im dziecko bardziej ufa rodzicom, tym łagodniej reaguje na to, że któreś z nich (a matka w szczególności) znika z pola widzenia.
Z jednej strony jestem z siebie dumna - dziecko musi mi bezgranicznie ufać, skoro znikam dość często, czy to do wc, czy do innego pomieszczenia coś przynieść, ogarnąć. Nie zawsze też mówię Pierworodnemu, że wychodzę, zaraz wrócę. Jeśli się bawi, nawet tego nie zauważa, a jeśli zorientuje się, że mnie nie ma, po prostu się rozgląda, albo gaworząc i koślawo jeszcze raczkując rusza na poszukiwania.
Schody zaczynają się jednak, gdy nadchodzi mrok... Budzi się, płacze. Chce wołać "mama", na razie jednak udaje mu się w takich momentach mówić "mammm!". Woła mnie, a ja się błyskawicznie zjawiam potykając się o wszystko, co stoi mi na drodze, do mojego dziecka. Jeśli zbliża się godzina karmienia, dostaje swój ostatni posiłek, uspokaja się nieco. Podczas przebierania też. Ale niech spróbuję odłożyć go z powrotem do łóżeczka, nawet, jeśli już przysypia...
Od trzech nocy nieustannie poszukuje mojej bliskości. Albo śpi z nami przez połowę nocy, albo wstaję do niego kilkakrotnie, by uspokajać go głaskaniem. Była noc, którą spędził w moich ramionach, bo nawet oderwanie go od mojego ciała na kilka centymetrów wywoływało płacz. Przez pół nocy półleżąc trzymałam go i lekko kołysałam, by odpędzić jego lęki.
Najgorsza jest świadomość, że to może trochę potrwać. I nawet nie chodzi o to, że znów czuję się, jakby miał dwa miesiące, ale o to, że tyle może mu zająć uporanie się ze świadomością, że on i ja to dwie odrębne istoty, że będzie musiał mierzyć się ze swoimi nocnymi lękami, jeszcze przez jakiś czas przegrywając.
25 marca 2014
Łatwiejsze dziecko, czy kwestia wychowania?
Każdy rodzic ma swoje własne wyobrażenie na temat wychowywania swoich dzieci, jedni stosują jakieśtam metody, inni żadnych nie stosują, nieświadomie powielając schemat w jakim oni sami zostali wychowani. Od kiedy usłyszałam od jednej z koleżanek, że mam "łatwiejsze dziecko" zaczęłam się zastanawiać, czy jest tak rzeczywiście, czy wynika to raczej z tego jak się z nim obchodzę, co ono na co dzień obserwuje, czego się od nas, rodziców uczy. Siedziało mi w głowie również to, od kiedy tak naprawdę zaczyna się proces wychowywania dziecka. W końcu znalazłam odpowiedź.
Okazuje się bowiem, że proces wychowania może już zacząć się w okresie płodowym, a pierwszy rok życia od momentu narodzin jest ważniejszy w procesie wychowania, niż niejeden rodzic mógłby przypuszczać. Gdy to sobie przemyślałam i ułożyłam w głowie, wszystko stało się jasne, a wnioski zaczęły nasuwać się same.
Twierdzenie, że maluchom potrzebna jest rutyna, nabrało głębszego znaczenia. Dziecko dzięki niej nie tylko czuje się bezpieczniej i pewniej, mając świadomość tego, co kolejno po sobie następuje, ale prócz tego uczy się wielu innych rzeczy takich jak: regularność posiłków, pory posiłków oraz dnia i nocy, stosowania codziennej higieny osobistej, w tym czasie rozwijamy u malucha również przyzwyczajenia żywieniowe, które będą miały odbicie w dorosłym życiu.
Tak samo duże znaczenie ma to, co dziecko w codziennym życiu widzi. Nie od dziś wiadomo, że już od najwcześniejszych miesięcy potrafi powielać pewne zachowania dorosłych (np. mój Pierworodny naśladuje ostatnio mój kaszel!!), a w wieku 3-4 lat zaczyna świadomie już dorosłych małpować. I robi to tylko i wyłącznie dlatego, że skoro widzi je u rodziców, uznaje to za normę. Warto więc dogłębnie zastanowić się nad tym, jak chcielibyśmy dziecko wychować, a potem spojrzeć na siebie jak ktoś obcy i przemyśleć, czy to, jak postępujemy na co dzień przyniesie taki efekt, jak chcielibyśmy uzyskać.
Oczywiście, żaden rodzic nie jest w stanie zmienić temperamentu swojej pociechy, bo ten jest już zapisany w genach, jednak możemy mieć niemały wpływ na charakter naszego dziecka, na szlifowaniu pożądanych cech i próbach eliminowania tych niepożądanych. Tak samo, jak człowiek dorosły, tak i dzieci uczą się najlepiej poprzez doświadczenie i powtarzalność zjawisk. Jeśli więc założymy sobie jakiś cel i znajdziemy odpowiednie sposoby na to, by go osiągnąć, konsekwencja jest tu absolutnie konieczna. Bo co z tego, że dwa razy powstrzymamy się od przeklinania przy dziecku, skoro za trzecim i szóstym razem przeklinać będziemy? To samo oczywiście tyczy się wypracowywanych rytuałów, jeśli chcemy, by dziecko nauczyło się bezproblemowego zasypiania w nocy, powtarzajmy z dzieckiem bezwzględnie i bez wyjątków każdego wieczoru czynności, które przed snem stosujemy i bez potrzeby nie zmieniajmy przyzwyczajeń, by dziecka nie dezorientować. Krótko mówiąc - konsekwencja jest kluczem do sukcesu.
Jeszcze jedną kwestią, którą chciałabym poruszyć jest mówienie do dzieci. Jest to jedna z najlepszych rzeczy, jakie możemy dla nich zrobić, pod warunkiem, że mówić będziemy poprawnie, bez brzydkich zdrobnień i z sensem, gdyż nigdy nie mamy pewności, kiedy dziecko zacznie nas w pełni rozumieć i zapamiętywać słowa, które do niego kierujemy. Skoro więc chcemy, by nasze dziecko miało odpowiedni zasób słów, rozumiało nas - rozmawiajmy z nim. Nie sadzajmy dziecka na długie godziny przed telewizorem, by tylko mieć je z głowy, bo jest to krzywda większa, niż można przypuszczać. Owszem, dziecko jest zajęte, szczęśliwe, że widzi kolory, słyszy różne dźwięki, jednak żadna bajka nie jest w stanie tak sprowokować go do interakcji, jak troskliwy rodzic, który poświęca swój czas na rozmowę z nim. To zaowocuje chęciami gaworzenia i "odpowiadania" na zaczepki rodzica, rozszerzy zasób rozumianych przez dziecko słów, a przede wszystkim za kilka / kilkanaście lat będziecie mogli o wszystkim ze swoim dzieckiem porozmawiać, zamiast martwić się (lub nie), że unika kontaktu i rozmowy ze swoimi rodzicami, którzy nigdy wcześniej nie poświęcali czasu na to, by rozwijać z dzieckiem kontakt.
Więc, może dlatego Pierworodny jest jaki jest bo:
- od pierwszych dni podczas każdego karmienia, czy byłam zmęczona, śpiąca, zła, czy smutna uśmiechałam się do niego;
- przed snem zawsze przyciemniam światło, mówię szeptem i całuję na dobranoc;
- poświęcam mu bardzo dużo czasu, czy to na wspólną zabawę, wygłupy, czy pokazywanie świata;
- traktuję go jak prawie równorzędnego kompana do rozmowy, relacjonuję co się dzieje, co się stało, co się dziać będzie;
- pozwalam mu badać świat na jego własny sposób;
- w jego obecności przytulamy się z T. i dajemy sobie buziaki, żeby widział wzajemną miłość i szacunek;
- spędzamy czas w trójkę tak często, jak tylko się da;
- wszyscy gramy w jednej drużynie, a Pierworodny czynnie uczestniczy w naszym życiu, cokolwiek by to nie było;
- zawsze mówię do niego, gdy gaworzy: mów do mnie jak najwięcej, wysłucham cię o każdej porze dnia i nocy! :)
- a najczęściej powtarzam mu, że jest najpiękniejszy na świecie i staram się pamiętać, żeby mówić mu codziennie, jak bardzo go kocham.
Nikt nie mówił, że rodzicielstwo będzie łatwe, jednak jeśli nie przykładamy się do wykonania tej misji, nie wymagajmy od własnego dziecka zbyt wiele.
21 lutego 2014
Najlepszy zawód świata.
Czy kiedy byliście mali, pytano się Was kim chcecie być w przyszłości? Jakie były Wasze odpowiedzi? Chciałyście zostać księżniczkami, piosenkarkami, lekarkami? Jakie były Wasze marzenia dziecięce? Czy kiedykolwiek spodziewałyście się, że będziecie w życiu codziennym robić to, co kochacie?
Jako mała dziewczynka nie przypominam sobie, by ktokolwiek zapytał mnie o to, kim chciałabym być, gdy dorosnę. A nawet, gdyby zapytał, to nie potrafiłabym odpowiedzieć tak zupełnie szczerze. Prawdopodobnie wymieniłabym jakiś przypadkowy zawód, który po prostu zwrócił moją uwagę. Ale kiedy nadeszła szkoła średnia, potrafiłam już sprecyzować, czego chcę od życia, jak byłoby dla mnie najidealniej...
Budzę się rano. Tak bardzo, bardzo chciała bym jeszcze pospać, Z godzinkę, albo dwie. Otwieram ciężkie z natury powieki, a gdy tylko to zrobię, nie potrafię już ich zamknąć. Bo pół metra obok patrzą na mnie Jego piękne, niebieskie oczy. Woła mnie, a kiedy posyłam mu uśmiech, On rozbrajająco odwzajemnia go. Rozmawiamy chwilę, a potem nie mogę się powstrzymać, by nie być bliżej Niego. Wstaję więc i porywam w ramiona, tulę, całuję, a potem kładę Go na miejscu taty, który bladym świtem pojechał do pracy. Rozmawiamy jeszcze jakiś czas, wymieniamy uśmiechy, radości. Oto zaczynają się kolejne szczęśliwe chwile...
Jemy śniadanie. To znaczy on je, a ja patrzę jak wdzięcznie połyka mleko. Od samego początku, od pierwszych karmień posyłałam Mu promienne uśmiechy podczas gdy jadł. I tak zostało mi do dnia dzisiejszego. Kiedy skończy, tulę Go, czekając, aż najpiękniej na świecie odbije mu się. Tak zupełnie po męsku, pełną parą, bez zbędnego pitolenia. Potem idziemy do lustra, powymieniać jeszcze więcej uśmiechów, posłuchać jego zaczepialskiego "hej/ey". A gdy ręce już mi zemdleją, to znak, że czas na poranną toaletę. Całuję jego piętki bez końca i zamiast zwracać się do Niego po imieniu, po milion razy powtarzam mu: mój Ty Pięknisiu!
Wszystko co robi, robi najlepiej. Najlepiej skalpuje sobie głowę, albo policzek gdy, zapomnę mu obciąć pazury, najlepiej krzywi się, gdy poznaje lekko kwaskowy smak jabłka, a nawet najlepiej ucieka stopami przed założeniem skarpetek.
Dni mijają nam na tańczeniu i śpiewaniu. On najlepiej się bawi słuchając "Piły tango", pod warunkiem, że matka dostając zadyszki, skrupulatnie wyśpiewuje każde słowo. Tak, to właśnie dla niego nauczyłam się tej piosenki na pamięć, żeby śpiewać bez patrzenia na tekst, żeby nie przegapić ani jednej chwili jego zachwytu nad moim fałszem. Żeby obserwować, jak fikając w leżaczku nogami buja się do rytmu. Dni mijają za szybko. Bo tyle zawsze jest do zrobienia. A każda rzecz jest razem. Ja ścielę łóżko, on patrzy. Ja zmywam naczynia odwrócona do niego plecami, on zaczepia swoim jedynym w swoim rodzaju "ouuuu!". Wie, że obrócę się do niego z jakąś miną za każdym razem. Potrafi tak wołać kilkanaście razy i nigdy nie nudzi mu się moje "zaczepiaku ty!".
Popołudniami jest radość, gdy tata wraca z pracy. Gdy tulą się do siebie, rozmawiają. Gdy z przejęciem relacjonuję co ciekawsze osiągnięcia, czy wybryki syna. A, gdy nadchodzi wieczór i wymęczę Go zabawami na podłodze, rozśmieszaniem grubym głosem i łaskotkami, wtedy dzieje się magia.
Idziemy znów do sypialni, w której pali się mała lampka, czas na ostatnie karmienie. Jego oczy są ciężkie, ale ostatkiem sił próbuje jeszcze na mnie patrzeć. Uśmiecham się. Znów tulę po karmieniu oczekując męskiego beknięcia, on odpływa mi na ramieniu. Całuję karczek, rączki. Moje maleństwo. Czy to nie jest najlepszy zawód świata? Bycie matką? Nic nie jest piękniejsze, niż ta świadomość, że ta mała istotka tak mi ufa, tak tuli się za każdym razem, gdy się czegoś przestraszy, lub gdy przyśni się zły sen. Nie ma lepszego uczucia niż to, że jest się tak bardzo komuś potrzebnym. I nic innego nie jest w stanie dać takiej radości i dumy, jak nawej najmniejsze i najbardziej pospolite osiągnięcia własnego dziecka.
Tak, to właśnie o byciu matką marzyłam już od liceum. Matka - najlepszy zawód świata. Bez wątpienia. Nic innego nie jest dla mnie bardziej satysfakcjonujące.
10 lutego 2014
Księga wspomnień.
Nie podarowała bym sobie, gdyby moje dziecko nie miało pamiątkowej "księgi wspomnień". Jest to coś, co zamierzam Mu podarować w dniu 18stych urodzin. Jako nastolatek pewnie będzie miał jeszcze siano w głowie i być może nie zrobi taki prezent na nim większego wrażenia, jednak jestem pewna, że w momencie, gdy sam będzie miał zostać ojcem, spojrzy na tą pamiątkę zupełnie inaczej. A jeśli będzie choć trochę z charakteru podobny do swojego taty, to śmiem twierdzić, że z moich i T. wypocin będzie się bardzo cieszył.
20 stycznia 2014
Superojcowie też istnieją!
Są super matki, które wszystko wiedzą, które wspomagają rozwój swojego dziecka na wszelakie sposoby, które znają objawy każdej dziecięcej choroby, oraz ich profilaktykę, których dzieci są najlepsze nawet w oddychaniu. Okazuje się, że super-ojcowie, którzy pozjadali wszystkie rozumy też istnieją!
13 stycznia 2014
Pstryk i to już czwarty miesiąc!
Mignęło, jak mgnienie oka. Już za 3 dni mijają cztery miesiące. Niby każdego dnia jest taki sam, a nagle otwieram szeroko oczy i patrząc na niego myślę: zaraz, zaraz.. przecież on jest zupełnie inny! I wtedy już sama zdecydować się nie mogę, jak to jest. Gdy w domu zapada cisza, przerywana jedynie oddechem drzemiącego Pierworodnego, wyciągam album i przewracam po raz setny jego strony, by udowodnić sobie, że on jednak się zmienia...
03 stycznia 2014
Czego życzy sobie matka.
Czasem mówię sobie, że chciałabym, żeby czas się zatrzymał, bo ja się nim nie zdążę nacieszyć, a potem on robi coś nowego, dla mnie niezwykłego i wtedy się poddaję: biegnij czasie swoim tempem... popodziwiam chętnie kolejne nowości.
07 grudnia 2013
Chcę dziecko. Tak po prostu.
Decyzja o chęci posiadaniu dziecka przyszła mi łatwo. Ba, było to coś, o czym po części marzyłam, bo całym marzeniem było posiadanie swojej własnej, szczęśliwej, ciepłej rodziny. Decyzja przyszła łatwo, jednak z jej wyegzekwowaniem od siebie miałam pewne opory. Chciałam bowiem mieć wszystko we właściwej kolejności: najpierw ślub, potem dziecko. Jednak co w momencie, kiedy to pierwsze jest jakoś tak bardziej odległe, a pełna gotowość i walący we mnie taranem instynkt macierzyński nie daje żyć? Pierwsze idzie w odstawkę, pojawia się drugie stając się pierwszym.
30 listopada 2013
Home alone.
Po raz pierwszy rozstaliśmy się na "tak długo". Całe 5 dni, 4 noce. Nie podejrzewałam, że tak szybko zostanę z Pierworodnym całkiem sama. I to w obcym kraju, który nie do końca jest moim domem. A może już jest? Mniejsza o to. Zostaliśmy we dwoje. Ja duża i on mały.
27 listopada 2013
Poród, a po szpitalu - dom.
O porodzie już było, o wspaniałościach macierzyństwa też. Tym razem jednak chciałabym Wam opisać jak wygląda w UK opieka nad kobietą i dzieckiem po powrocie do domu. Bo nikt oczywiście kobiety samej sobie, na pastwę losu nie zostawia. Nie jest to taka sama "opieka" jak w Polsce, moim zdaniem, mając na uwadze moją Zosio-samosiową naturę pod tym względem jest tutaj lepiej.
17 listopada 2013
Centrum wszechświata po dwóch miesiącach.
Minęło nie wiem kiedy. Ból porodowy jest już niewyraźnym majakiem, połóg znam tylko z nazwy, wszystko jest niemal tak samo, tyle, że jest ON. Wydaje się, jakby nic się nie zmieniło, jakby był z nami od zawsze. Moje Maleństwo, będące jednocześnie już dużym chłopem...
10 listopada 2013
Wścieklizna poporodowa.
Jestem absolutnie pewna, pewna na 110%, że KAŻDA Z WAS mamuśki wraz z pojawieniem się dziecka przeradza się w bestię. Na dodatek cierpiącą na wściekliznę. I ta choroba nie mija, może co najwyżej się pogłębiać, coraz bardziej w organiźmie zakorzeniać...I utrzymać się na takim poziomie do 18stki co najmniej..
07 listopada 2013
Bezproduktywnie produkując serotoninę.
Ileż to razy będąc w ciąży zapisywałam sobie postanowienia co będę, a czego nie będę robić, kiedy Pierworodny już się na świecie pojawi. Gdybym spisała całą listę tych rzeczy, o których myślałam, teraz chętnie spaliłabym ją na sześć różnych sposobów...
19 października 2013
Poranki i wieczory.
"Dzieci są nadzieją, która rozkwita wciąż na nowo, projektem, który nieustannie się urzeczywistnia, przyszłością, która pozostaje zawsze otwarta."
Jan Paweł II
Subskrybuj:
Posty (Atom)