Mam z dzieciństwa takie wspomnienie, że gdy będąc w początkowych klasach podstawówki bawiłam się w najlepsze z koleżankami na podwórku, za każdym razem, gdy zaczynało się ściemniać, mama wołała mnie do domu. Wściekła byłam, że mnie wołają zawsze jako pierwszą, a inne dzieci mogą się jeszcze bawić. Wiele razy myślałam wtedy, że kiedy ja będę miała dziecko będę pozwalała mu bawić się na dworze tak długo, jak będzie chciało. Nawet, jak będzie ciemno!
Dziś uśmiecham się na to wspomnienie, a jednocześnie gorycz ściska mi gardło, gdy mam świadomość, że niektórzy rodzice bezpieczeństwo dzieci mają gdzieś. Osobiście nie jestem zwolenniczką żadnych skrajności: nie pochwalam przesadnego chuchania na dziecko, ani zupełnego braku zainteresowania. W mojej opinii dziecku należy dać stosowną ilość swobody i obdarzyć zaufaniem, dać nabić sobie guza, przewrócić się na rowerze, czy zedrzeć kolano. Rolą rodzica jest wtedy pocieszyć, opatrzyć ewentualna ranę. Szczytem braku serca jest powiedzenie dziecku w takiej sytuacji: Widzisz? Masz za swoje! Jest też druga, skrajnie przerażająca sprawa, jak zupełne lekceważenie i ignorowanie upadków, czy krzywd, które mogą być dla zdrowia, czy nawet życia dziecka niebezpieczne. Bo przecież jej/jemu nic nie jest, a wszyscy wokół przesadzają!
Z opowieści znam przypadek całkowitej głupoty i przerażającej ignorancji ze strony matki, która po upadku swojego dziecka ze stromych schodów stwierdziła, że wszystko jest dobrze. Ba! Ona nawet zlekceważyła pojawiające się na całym ciele ogromne, purpurowe sińce i ranki w ustach. Nadal uparcie twierdziła, że nie ma potrzeby jechania do lekarza. Sytuację i życie dziecka uratował ojciec, który po delegacji wrócił do domu i z miejsca, nie śpiąc od dwóch dób zabrał dziecko do lekarza. Wykryto bowiem bardzo poważny problem z krzepliwością krwi. Dziecko mogło pożegnać się z życiem.
Cały czas, gdy o tym myślę mam ciarki na całym ciele i nie mogę pogodzić się z faktem, że ktoś, kto teoretycznie kocha swoje dziecko może mieć tak lekkie podejście do spraw bezpieczeństwa. Albo bagatelizować objawy, które każdą inną matkę przyprawiłyby o zawał serca.
Dlatego apeluję do Was: nie bądźcie obojętni, gdy widzicie, że coś na prawdę jest nie tak, nawet, jeśli osoba, której zwrócicie uwagę obrazi się, pogniewa, oburzy. To jest mała cena za uratowanie dziecku zdrowia lub życia. A być może, jeśli matka będzie kumata, po czasie Wam podziękuje.
I pomimo tego, że dziecko jest w stanie podnieść się z uśmiechem na twarzy z niejednego upadku, są sytuacje i objawy, których zamiecenie pod dywan może skończyć się tragicznie.
Oto kilka moich rad, jak zwiększyć bezpieczeństwo naszych dzieci w domach:
- W miarę możliwości zorganizujmy dzieciom pustą przestrzeń do zabawy.
- Nie zostawiajmy na krawędziach blatów kuchennych, czy stołach, ławach żadnych przedmiotów, które spadając mogłyby zrobić dziecku krzywdę.
- Zwracajmy uwagę na zabawki. Niektóre z nich mają zaniżone zalecenia odnośnie wieku dzieci.
- Zamykajmy drzwi do pomieszczeń, do których dziecko nie powinno wchodzić.
- Zabezpieczmy schody.
- Nie pozwalajmy dzieciom na zabawę przedmiotami, które nie są zabawkami i absolutnie do tego celu się nie nadają.
- Nie pozwalajmy majstrować dzieciom w krytycznych miejscach - np. wśród kabli, drzwi, które mogłyby przytrzasnąć, wśród gniazdek elektrycznych i sprzętu rtv i agd.
- Zawsze upewniajmy się, że nie ma możliwości, by dziecko znalazło na podłodze coś, czym może się zadławić.
- Wszelką chemię i detergenty trzymajmy tam, gdzie dziecko nie ma dostępu.
- A przede wszystkim - miejmy oczy szeroko otwarte i nauczmy się przewidywać sytuacje!