Jestem tylko na chwilę. Stąpam po tej ziemi, gubiąc gdzieś wsiąkające w nią, pojedyncze łzy. Jestem tu. Znów.
Wszystko tak dobrze znane, choć tak wiele się zmienia. Z zażenowaniem zauważam, że nie potrafię już przyporządkować wszystkich nazw ulic do danego obrazu w pamięci. Łowię z zakamarków umysłu skrawki wspomnień, wysilam się, by nazbierać ich jak najwięcej. Ale z każdym rokiem tych jest coraz mniej... Muszą ustąpić innym, które mają miejsce już gdzie indziej...
Przemierzając znane ulice, spuszczam ze smutkiem wzrok, gdy zauważam, że moja ulubiona kafejka nie jest już Retro, a na Kaliskiej brakuje jeszcze jednego jubilera. Z parku zniknęła orzechowa aleja. To już nie to samo. Mam wrażenie, że to, co nazywałam kiedyś rodzinnym miastem staje mi się coraz bardziej obce.
Coraz więcej betonu i parkingów. Nic tylko nowe, bezduszne galerie z nęcącymi bilbordami.
Nawet dróżka u babci na wsi zniknęła. To trochę tak, jakby ktoś wraz z nią zaorał mi w sercu pewien rozdział. Ani moja babcia, ani mama nie będę już po niej ganiać za moim Synem tak, jak ganiały za mną. Nie będzie już beztroskich wakacji z kuzynką i dziecinnych kłótni. Co zostało, to pielęgnowanie tych wszystkich strzępków wspomnień, na ziemi, którą teraz czasem skrapiam łzami.
Jestem tu. Znów. Rozdarta pomiędzy wspomnieniami a rzeczywistością.