24 września 2014

Gdzieś z boku.



Czasem chciałabym wyłączyć się na emocje. Stanąć gdzieś z boku, robić swoje, albo i nie robić, byle by tylko nie poddawać się złości, gdy coś idzie nie po mojej myśli, gdy wali się i sypie. Czasem człowiek ma ochotę uciec od samego siebie, a już szczególnie wtedy, gdy poddając się negatywnym emocjom nie jestem w stanie wykrzesać z siebie takiego entuzjazmu na jaki zasługuje moje dziecko.


Chciałabym być rodzicem idealnym. Takim, którego praca i zmęczenie nie mają wpływu na nastrój w domu. Ale jest znaczenie trudniej niż sobie wyobrażałam. Jest zmęczenie i złość, walka o poukładaną przestrzeń i entuzjazm na każdą chwilę. Wzrost ilości godzin pracy proporcjonalnie zmniejsza moje siły, które chciałabym przeznaczyć na zajmowanie się Pierworodnym i domem. 
Zawsze rzucam się na głęboką wodę z myślą, że bezpiecznie, bez uszczerbku dla mnie i wszystkich wokół utrzymam się na jej powierzchni. Teraz czuję, że się podtapiam i tylko walcząc o chwile na złapanie haustu powietrza wciąż mam nadzieję, że ktoś rzuci mi koło ratunkowe, by nie utopić się w złości na samą siebie.

Nie, nie dopuszczam do siebie myśli, że utonę, że poddam się i pójdę na dno wraz ze swoimi marzeniami i dumą.
Chciałabym jedynie, by było już po wszystkim, by cały ten proces przyzwyczajania się i walki op nowy porządek już się skończył.
Jak długo to potrwa? A co, jeśli jednak utonę? Czy wybaczę sobie porażkę?

Czego jeszcze prócz myśli o spełnianiu marzeń mogę się złapać?
Każdego dnia wychylając po łyku z mojej czary goryczy zastanawiam się, czy wymagając więcej od siebie mam prawo wymagać więcej od innych...

5 komentarzy:

  1. Najgorszy scenariusz,to powiesić poprzeczkę ponad własną głową... i oddać część rodzicielstwa na rzecz pracy,z której profity i tak się rozejdą. No chyba,że czujesz,że to praca Twoich marzeń,że dzięki niej się spełniasz,a syn jest tak samo szczęśliwy jak przedtem. Albo pieniądze albo rutyna dnia codziennego wraz ze szczęściem rodzinnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Profity z pracy nie rozejdą się od tak, bo są właśnie środkiem do spełnienia marzeń, więc jeśli miałyby się rozejść i nie miałoby z nich być żadnego konkretnego pożytku, to równie dobrze mogłabym zostać w domu czekając, aż rząd angielski dorzuci swoje 3 grosze do mojego budżetu. Ale czy to o to właśnie chodzi?
      Syn niestety nie powie mi, czy jest mniej szczęśliwy, czy nie. Kiedy nie ma mnie w nocy, nie odczuwa mojego braku, a każdy dzień staram się tak zorganizować, jak w czasach, gdy nie pracowałam, pozostaje mi tylko uporać się z wewnętrzną złością na samą siebie, że pewnych rzeczy na razie jeszcze nie mogę przeskoczyć..

      Usuń
    2. Gdyby nie zawieszac poprzeczki wyzej, nikt nigdy nie dokonalby wielkich czynow. Warto walczyc o swoje marzenia i nie poddawac sie, pomimo chwil zwatpienia. Kazdy je przeciez ma w kazdej dziedzinie zycia!!! Trzymam kciuki.:)
      K.

      Usuń
  2. Brawo za wysoko postawioną poprzeczkę. Każdy ma chwile zmęczenia i wątpliwości o sens tego wszystkiego. Ale warto! Głowa do góry;-) Ja też myślałam, że już nic ciekawego mnie w życiu nie spotka, a tu proszę, w planach mamy życiową rewolucję, której nie mogę się doczekać;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest właśnie najtrudniejsze - nie okazywać złego nastroju w domu, którego nabawimy się poza nim.

    OdpowiedzUsuń