Cierpliwie czekam. Cierpliwie, ale nie bezczynnie. Nie dałabym rady usiedzieć tak po prostu w miejscu zbijając bąki. Poniedziałek był ruchliwy, bo była wizyta u GP, wczoraj wyprawa na miasto w celu załatwienia rzeczy wszelakich. Dziś, kiedy T. poszedł do pracy nie mogłam już zasnąć. Za oknem leniwie wkradało się słońce przy cieszącym uszy i serce świergocie jakichś ptaków. A zza niedomkniętej szafy nieśmiało spoglądał na mnie aparat...
Nie zastanawiałam się zbyt wiele i wytoczyłam się z łóżka. Zjadłam miskę płatków, wpakowałam w aparat baterie i kartę pamięci, ogarnęłam się najszybciej jak tylko pozwalało mi na to wielorybie ciało i ruszyłam w kierunku Baylis Park. Bardzo zależało mi, by uchwycić to mgliste światło wstającego dnia, jednak zanim dotarłam na miejsce, światło zrobiło się już zbyt ostre. To nic, i tak chciałam tak po prostu popstrykać. Żeby popchnąć choć trochę do przodu moją biegłość (tzn. jej brak) w obsłudze nowego aparatu. Poza tym chcę dużo chodzić przed porodem, może wtedy będzie mi łatwiej urodzić..
Półtoragodzinne wałęsanie się po parku było naprawdę bardzo odprężające. Myślałam zupełnie o niczym, w większości patrzyłam wynajdując jakieś szczegóły, które można by było uwiecznić w kadrze.
Uśmiechałam się na myśl, że syndrom wicia gniazda udzielił się również T. Zmobilizował się wczoraj do zapobiegawczej walki z ewentualnym grzybem, który w angielskich mieszkaniach jest niestety plagą (80% mieszkań!!!). Malował więc krytyczne miejsca sypialni grzybobójczą farbą, dziś zapewne będzie traktował ściany kolorem, by zamaskować warstwę farby antygrzybicznej. Mój ci on! :)
Jeśli wierzyć synoptykom czwartek ma być ostatnim letnim dniem w Anglii, gdzie temperatura osiągnie zawrotne 28 stopni. Jak dla mnie to będzie piękne pożegnanie z latem. Tegoroczne nie dość, że było dla mnie najszczęśliwszym w życiu, to jeszcze najupalniejszym, odkąd pamiętam. W trzydziestostopniowych upałach czułam się jak ryba w wodzie, zero puchnięcia, za to prawdziwa przyjemność z czytania książek pod ogródkowym drzewem...
A teraz tak: upatruję jesieni. Jeśli będę miała czas, pewnie zatęsknię za Polską, kolorową jesienią, którą tak uwielbiam. Jedyne czym martwię się, to fakt, czy uda mi się wcisnąć rozepchnięte biodra przynajmniej w jeansy ciążowe (które teraz żadną miarą nie chcą mi się na tyłek zmieścić), inaczej nie będę miała w czym spacerować jako potwór wózkowy ;)
Jak pięknie u Ciebie, jak jesiennie, jak cieplo i jak...niesamowicie no i Ty a raczej Wy..Miło Widziec:)) Trzymam kciuki za Ciebie moja droga, będzie wszystko dobrze..:))Wiesz, że tak będzie...prawda:))Buźka:)
OdpowiedzUsuńDzięki kochana, no ja mam nadzieję, że wszystko będzie po mojej myśli ;)
UsuńJak tak zachwalasz, to aż jakaś taka ładniejsza ta Anglia mi się wydaje.. ;)
Kupi się większe i będziesz się snuć potworze wózkowy, napisała to lącząca sie w niedoli spodniowej utyta sardyna.
OdpowiedzUsuńAno, zakupy na obiad się same nie zrobią, więc coś poradzić trzeba będzie ;)
UsuńMoże jesień też będzie piękna :) dla Ciebie będzie napewno :)
OdpowiedzUsuńJa planowałam odchudzanie po ciąży jak tylko zobaczyłam dwie kreski na teście. Znam swoje ciało, wiem jak łatwo tyję ale też jak łatwo chudnę jeśli się przyłożę, więc aż szkoda z tego nie skorzystać. A u mnie każdy nadprogramowy kilogram powoduje spadek samopoczucia, więc wolę jednak, żeby te kilogramy spadały :)
OdpowiedzUsuńTo zdjęcie z kasztanem przepiękne.
Dziękuję, też jest moim ulubionym :)
Usuń