04 września 2013

Ostatni pocałunek lata



Cierpliwie czekam. Cierpliwie, ale nie bezczynnie. Nie dałabym rady usiedzieć tak po prostu w miejscu zbijając bąki. Poniedziałek był ruchliwy, bo była wizyta u GP, wczoraj wyprawa na miasto w celu załatwienia rzeczy wszelakich. Dziś, kiedy T. poszedł do pracy nie mogłam już zasnąć. Za oknem leniwie wkradało się słońce przy cieszącym uszy i serce świergocie jakichś ptaków. A zza niedomkniętej szafy nieśmiało spoglądał na mnie aparat...



Nie zastanawiałam się zbyt wiele i wytoczyłam się z łóżka. Zjadłam miskę płatków, wpakowałam w aparat baterie i kartę pamięci, ogarnęłam się najszybciej jak tylko pozwalało mi na to wielorybie ciało i ruszyłam w kierunku Baylis Park. Bardzo zależało mi, by uchwycić to mgliste światło wstającego dnia, jednak zanim dotarłam na miejsce, światło zrobiło się już zbyt ostre. To nic, i tak chciałam tak po prostu popstrykać. Żeby popchnąć choć trochę do przodu moją biegłość (tzn. jej brak) w obsłudze nowego aparatu. Poza tym chcę dużo chodzić przed porodem, może wtedy będzie mi łatwiej urodzić..


Półtoragodzinne wałęsanie się po parku było naprawdę bardzo odprężające. Myślałam zupełnie o niczym, w większości patrzyłam wynajdując jakieś szczegóły, które można by było uwiecznić w kadrze. 
Uśmiechałam się na myśl, że syndrom wicia gniazda udzielił się również T. Zmobilizował się wczoraj do zapobiegawczej walki z ewentualnym grzybem, który w angielskich mieszkaniach jest niestety plagą (80% mieszkań!!!). Malował więc krytyczne miejsca sypialni grzybobójczą farbą, dziś zapewne będzie traktował ściany kolorem, by zamaskować warstwę farby antygrzybicznej. Mój ci on! :)


Jeśli wierzyć synoptykom czwartek ma być ostatnim letnim dniem w Anglii, gdzie temperatura osiągnie zawrotne 28 stopni. Jak dla mnie to będzie piękne pożegnanie z latem. Tegoroczne nie dość, że było dla mnie najszczęśliwszym w życiu, to jeszcze najupalniejszym, odkąd pamiętam. W trzydziestostopniowych upałach czułam się jak ryba w wodzie, zero puchnięcia, za to prawdziwa przyjemność z czytania książek pod ogródkowym drzewem...

A teraz tak: upatruję jesieni. Jeśli będę miała czas, pewnie zatęsknię za Polską, kolorową jesienią, którą tak uwielbiam. Jedyne czym martwię się, to fakt, czy uda mi się wcisnąć rozepchnięte biodra przynajmniej w jeansy ciążowe (które teraz żadną miarą nie chcą mi się na tyłek zmieścić), inaczej nie będę miała w czym spacerować jako potwór wózkowy ;)



7 komentarzy:

  1. Jak pięknie u Ciebie, jak jesiennie, jak cieplo i jak...niesamowicie no i Ty a raczej Wy..Miło Widziec:)) Trzymam kciuki za Ciebie moja droga, będzie wszystko dobrze..:))Wiesz, że tak będzie...prawda:))Buźka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki kochana, no ja mam nadzieję, że wszystko będzie po mojej myśli ;)
      Jak tak zachwalasz, to aż jakaś taka ładniejsza ta Anglia mi się wydaje.. ;)

      Usuń
  2. Kupi się większe i będziesz się snuć potworze wózkowy, napisała to lącząca sie w niedoli spodniowej utyta sardyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, zakupy na obiad się same nie zrobią, więc coś poradzić trzeba będzie ;)

      Usuń
  3. Może jesień też będzie piękna :) dla Ciebie będzie napewno :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja planowałam odchudzanie po ciąży jak tylko zobaczyłam dwie kreski na teście. Znam swoje ciało, wiem jak łatwo tyję ale też jak łatwo chudnę jeśli się przyłożę, więc aż szkoda z tego nie skorzystać. A u mnie każdy nadprogramowy kilogram powoduje spadek samopoczucia, więc wolę jednak, żeby te kilogramy spadały :)

    To zdjęcie z kasztanem przepiękne.

    OdpowiedzUsuń