06 września 2013

Ciążowe ciało.



Od czasu do czasu biadolę o tym, że mam wielorybie ciało, że poruszam się jak walec, nie chodzę, a toczę się kołysząc kuprem jak rasowa kaczka. Wejście na pierwsze piętro zaczęło być problemowe, nie pamiętam już jak to jest żyć bez brzucha, normalnie się schylać i robić PRAWDZIWE piesze eskapady tu i ówdzie. A kąpiel, albo zwykłe wytoczenie się z łóżka? To są teraz czynnności, za które medal powinnam dostać. Ale wcale go nie oczekuję: ciążą była (współ)moją świadomą, przemyślaną decyzją. Jak mogłabym mieć o to wszystko do kogokolwiek pretensje? 
Od kiedy trafiłam w zacne grono ciężarówek i zaczęłam prowadzić bloga, interesują mnie blogi parentingowe - naturalna rzecz. Fajnie jest poczytać o doświadczeniach innych, podobnych wiekiem mam. Akurat w moim otoczeniu świeżo upieczone mamy, albo ciężarne również zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. To też fajnie. Jest tylko jedna rzecz, która zaczęła mnie ostatnio przerażać -niektóre kobiety traktują ciążę jak karę...

Oczywiście, nietrudno się domyślić, że obiektem narzekań jest ich ciało: bo rozstępy, bo puchnięcie, bo nadprogramowe kilogramy.. Ok, ja rozumiem, czasem trzeba trochę ponarzekać tak dla zasady, życie słodkie nie jest, ale chwila... Kto sobie zafundował tą ciążę? Chce się mieć dziecko, trzeba przejść i ten etap. Trzeba ponieść wszelkie konsekwencje swojej decyzji, włącznie ze zniszczonym, ciałem, gorszym samopoczuciem itp. A co z tymi, które nie chciały mieć dziecka? Cóż, też niech nie narzekają, mają teraz konsekwencję swojej głupoty. Ani jedna, ani druga grupa nie ma w mojej opinii prawa do chronicznego narzekania na błogosławiony stan.


Jeśli mam być szczera, to jeszcze nigdy tak naprawdę nikomu nie poskarżyłam się, że jest mi źle. Pierwsze miesiące ciąży dały mi naprawdę popalić, ale ani razu nie przyczyniło się to do tego, że zaczęłam komuś płakać w ramię, jakie to życie jest niesprawiedliwe, dlaczego ja się tak muszę męczyć? Oczywiście, nie udawałam też, że wszystko jest super, nie okraszałam ciążowego stanu słodkim lukrem. Po prostu mówiłam jak jest, bez jojczenia, narzekania. Wszystkie niedogodności przechodziłam z godnością, zacisnęłam zęby i tyle - chcę mieć dzidziulka, muszę pocierpieć, muszę pocierpieć dla niego. Nawet, gdybym całą ciążę miała zdychać, to czy istotka, którą wydam na świat nie będzie warta przejścia przez całe zła tego świata? 

Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie dość odrzuca, a której doznałam na własnej skórze. Wiosennym czasem, gdy jeszcze nie było wiadomo, że lato będzie takie upalne nasłuchałam się opowieści innych mamusiek, jakie to lato jest okropne dla ciężarnych. Wyrażały głębokie ubolewanie (nie wiem, czy szczere..) nad faktem, że końcówka mojej ciąży przypada właśnie na miesiące letnie: "ale ja ci współczuję, ja pamiętam, że tak strasznie puchłam, coś okropnego!". Stop. Nie dałam się wciągnąć w ten temat, ucięłam go mówiąc krótko: trudno, przyjmę na klatę każdą dolegliwość. Odpowiedziało mi gorliwe zapewnienie: "no tak, tak, czego się dla dziecka nie robi..." - jakby to jakiś wyczyn był, który należy zapisać do księgi rekordów Guinnessa..


Muszę przyznać, że pomimo tych pierwszych, mało dogodnych miesięcy całą ciążę przechodzę naprawdę dobrze. Poszczęściło mi się, bo jak na razie nie zlokalizowałam nigdzie żadnego rozstępu, jakoś przerażająco nie utyłam (+11 kg), nie wiem, czym jest zgaga. Owszem, też wiele się zmieniło - biodra naprawdę mi się rozlazły, pojawiło się całkiem sporo celluitu, jestem słabsza, przy niektórych czynnościach jak pielęgnacja stóp, czy mycie włosów musi mi już pomagać T. i na pewno czeka mnie choć trochę obwisła po ciąży skóra brzucha. 
Ale wiecie co? Nawet, gdybym miała mieć rozstępy i utyć te 30 kilo, nie byłabym w stanie narzekać. Z resztą, to T. mnie ścigał, żebym codziennie smarowała się antyrozstępowym kremem i oliwką i cieszył się, że mam wstręt do tuczących słodyczy.. 

Na te 9 miesięcy wypożyczyłam ciało nowemu życiu, którego tak pragnęłam, z własnej, nieprzymuszonej woli. Wszystko było i niech będzie tak, jak ma być. Przyjmę bez ani jednego słowa skargi, bez wołania o pomstę do nieba.

6 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia..wspaniałe. No i ciekawy post. Czasem trzeba się wyżalić, wyrzucić to co siedzi w nas, gdybyś chciala sie prywatnie wygadac, wiesz gdzie mnie szukac. A ja nadal trzymam kciuki za Ciebie/Was-wszystko będzie dobrze:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Wiesz, ja nie jestem z tych, co przy byle okazji lubią narzekać, no chyba, że dzieje się coś naprawdę złego, no to wtedy jak najbardziej, ogółem to jestem z życia chyba ponadprzeciętnie zadowolona ;)

      Usuń
  2. Na zdjęciu to inny dres, w opisanej sytuacji wystąpił dres hipotetyczno-symboliczny, ja sobie go wyobrażam w kolorze szarym lub czarnym :)
    Wymówka "teraz jestem matką, nie muszę super wyglądać" jest najgorsza jaka może być. Ja nienawidzę wyglądać źle, po prostu czasem nie mam wyboru, zwłaszcza, jeśli muszę wyskoczyć z domu gdzieś pomiędzy sprzątaniem, praniem a karmieniem. Ale w innych sytuacjach raczej nie pozwalam sobie na takie odstępstwo, bo źle bym się czuła.


    Co do ciążowego ciała... Szybko o nim zapomnisz. Ja się teraz wkurzam rozstępami i resztkami nadprogramowych kilogramów, ale dzięki ciążowemu ciału docieniłam swoje nie-ciążowe ciało. Nigdy nie było aż takie złe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne wiele mankamentów zauważę dopiero po porodzie, ale masz rację, ciążowe pozwala naprawdę docenić nie-ciążowe :)

      Usuń
  3. wiesz, ja nie mam doświadczenia w tym temacie, ale tak mi się wydaje, że buzujące w ciele hormony nieźle mogą namieszać. Że czasem po prostu siada psycha. Na szczęście to zwykle potem chyba mija? Z drugiej strony jest też tak, że dziś jesteśmy przyzwyczajeni do wygody i do tego, że na wszystko mamy wpływ a tu trzeba jak to ładnie napisałaś "wypożyczyć swoje ciało nowemu życiu". A żeby to zrozumieć i docenić, taka decyzja musi być w pełni przemyślana i podjęta przez dojrzałego świadomego człowieka.
    Niteczko - skąd ten pseudonim?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, z tym mijaniem to różnie, z tego, co na przykładzie kilku znajomych udało mi się zaobserwować to podczas ciąży uwypuklają się nieco niektóre cechy, ale ogółem człowiek jest taki sam... Choć wiadomo, zawsze jest jakiś wyjątek potwierdzający regułę ;)
      A pseudonim.. mam go już od x lat, kiedy to za dzieciaka wchodziło się na czaty, a, że większość loginów z imionami było zajętych musiałam sobie wymyślić coś, co nie było zajęte i tak już zostało ;)

      Usuń