15 maja 2014

Six InstaMix! #2



Kwiecień już dawno za nami, więc na drugą odsłonę Six InstaMix już czas najwyższy. Powiem jedno - kwiecień był intensywny, zaskakujący. Gdybym miała go zrelacjonować całego, prawdopodobnie wyszło by z tego niezłe wypracowanie, ale to, co opiszę dziś musi Wam wystarczyć ;)



 Cóż, kwiecie był niewątpliwie miesiącem wielkiego żarcia. I eksperymentów kulinarnych, mniej lub bardziej szalonych. Eksperyment powyżej nazywa się kurczak na butelce piwa. Jak to skomentowała jedna osoba, wygląda nieco upiornie. Ale wiecie, kiedy było tak naprawdę upiornie? Kiedy mój przyszły ślubny zorientował się, że nie zeskrobał naklejki z butelki... Mimo to kurczak palce lizać!


Było jedzenie, było i picie, a jakże! Pewnej soboty zadzwoniła do nas kumpela z pytaniem: mogę do Was wpaść na wino? No i wpadła z hiszpańskim specjałem. A, żeby dodać wieczorowi nieco pikanterii, nasz główny "polewacz" postanowił do wina dolać nam białego rumu. A my głupie myślałyśmy, że to wino to tak oryginalnie cierpkie jest... 



Natomiast na Wielkanoc przykicał do mnie baaaardzo miły zajączek - dostałam najnowszy krążek moich ulubionych chłopaków. Nie wyjmuję jej z odtwarzacza. Gra i buczy niemal codziennie. Uwielbiam!!!!



Moje miesięczne zestawienie Instagramowo-zdjęciowe nie mogłoby się obejść bez zdjęcia Pierworodnego. Tu w mojej ulubionej gwiazdorskiej pidżamce. I tak w ogóle po prostu kocham to zdjęcie!





Ostatni dzień kwietnia był najbardziej spontanicznym dniem roku. Jak do tej pory. Dzień wcześniej zorientowaliśmy się, że nie mamy przeglądu na auto, podatek drogowy kończy się wraz z dniem 30stego kwietnia i zostajemy z niczym. Ogólnie historia naszego samochodu jest bardzo złożona, bo przez wypadek w tamtym roku (byłam w końcówce 7 miesiąca ciąży), nasze auto dostało kategorię "C" co w Anglii oznacza zdatność do jazdy, jednak po przejściu znacznie droższego przeglądu, po tym, jak skończy się nam bieżący. A ponieważ nie chcieliśmy już pakować więcej kasy w zieloną żabę, która zawiodła nas kilkakrotnie, postanowiliśmy... kupić nowe auto. Podliczyliśmy oszczędności i ostatniego dnia kwietnia robiliśmy trasę dookoła Londynu oglądając samochody. Udało się, wróciliśmy dwoma, a teraz zielona żaba czeka na zezłomowanie... Choć teraz trochę mi jej szkoda, pomimo tego, że tyle razy jej obiecywałam, że zepchnę ją z klifu, jeśli jeszcze raz nawali...



Ale najlepsze na koniec - końcówka kwietnia należała zdecydowanie do Pierworodnego, dlatego pozwoliłam sobie w tym wypadku na tryptyk. Wszystko to rozegrało się w ciągu pięciu dni. Pięciu! Najpierw były nieśmiałe próby przy bujaczku, potem przy tapczanie, a swoje akrobacje skończył NA bujaczku. Tak, zdecydowanie od tamtej pory moje dni stały się nieco mniej produktywne, a bardziej obfitujące w stany przedzawałowe...

4 komentarze:

  1. Muszę tego kurczaka spróbować! koniecznie!
    NIedługo pierworodny będzie Ci takie ewolucje robił nie w pięć dni tylko w pięć sekund!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, dobrze, że z Manią nie poznali się, bo jeszcze szybciej podłapałby od niej kilka samobójczych tricków ;)

      Usuń
  2. To teraz zamiast zielonej żabki co posiadacie?:):):) Pierworodny ma piękne ślepia!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś młodszego i mam nadzieję sprawniejszego ;)

      Usuń