Już od momentu porodu wiedziałam, że kiedy wrócimy do domu, będę chciała żyć tak, jak przedtem. Prawie. Tzn. na wszystko mieć czas i ochotę, nie rezygnować ze spotkań towarzyskich, mieć taki porządek w domu, jaki lubię, a przy okazji, albo i przede wszystkim - szczęśliwe dziecko. I chyba się udaje...
Kiedy na dobre wróciliśmy do domu, najpierw czekało nas jego odgruzowanie.. Po trzech dniach, które spędziłam z młodym w szpitalu z powodu żółtaczki, dom zastałam jak po przejściu huraganu. Raz, że oczywiście był lekki nieporządek kiedy opuszczaliśmy dom jadąc na poród, a dwa, podczas mojego wczasowiczowania się przez te trzy dołujące dni w szpitalu, T. tylko wpadał do domu, brał to, co akurat było mi i dziecku potrzebne, zjadał byle co, zostawiając większość rzeczy na wierzchu i pędził z powrotem do szpitala, by spędzać z nami jak najwięcej czasu. Na szczęście w pierwszych dniach młody sporo spał, więc przed przylotem moich rodziców doprowadziliśmy dom do stanu, którego nie trzeba było się wstydzić.
Początek był naprawdę na wariackich papierach, a ja tak marzyłam o tym, by mieć już życie tak poukładane, jak to sobie obmyśliłam. Marzyłam o naszym własnym, unikatowy, idealnym dla nas rytmie dnia. Kiedy przylecieli moi rodzice, a potem teściowa, moje marzenia o rutynie i naszych własnych nawykach wciąż pozostawały nie spełnione. Po odlocie jednych i drugich wciąż nie mogłam się ogarnąć, większość rzeczy wychodziła spontanicznie bez ładu i składu.
Aż po pewnym czasie, rutyna w końcu mnie dopadła. Wszystko wypracowało się samo, lub jak kto woli, wypracował to Mistrz Min. Wspólnie ułożyliśmy plan dnia pod jego potrzeby, pory karmień (które i tak de facto są ruchome), jednak nareszcie osiągnęłam upragniony spokój ducha. Wiem, kiedy jest czas na poranną toaletę Pierworodnego, kiedy mogę w spokoju posprzątać, kiedy najlepiej udać się na spacer, kiedy jest czas marudzenia, a kiedy prowadzenia z nim długich rozmów na tematy wszelakie. O większości irracjonalnych obaw już nie pamiętam. Rutyna bowiem i mnie i Mistrzunia uspokaja, nie wiem też, czym jest taki prawdziwy, permanentny brak snu, bo dziecko moje jest złotym dzieckiem, które nawet karmione piersią nie budziło się co 1,5 lub 2h. A to, że czasem jestem niewyspana to tylko i wyłącznie wina tego, że ja po prostu lubię spać i potrzebuję tych książkowych 8h.
Oczywiście, nasza rutyna nie oznacza sztywnych ram, które realizowane są z zegarkiem w ręku. W weekendy, w które T. ma wolne pozostawiamy sobie spontaniczne i nie do końca zorganizowane. Tak jak i przed porodem, nasze weekendy są często intensywne, lekko zabiegane. Pierworodny te "chwile szaleństwa" znosi dzielnie, nie marudząc jakoś na potęgę.
W weekendy przychodzi też czas intensywnego sprzątania po całym tygodniu. I generalnie weekend, to nadzwyczaj magiczny czas. Bo pomimo, że nasprzątam się jak dziki wół, to po intensywnym weekendzie, poniedziałkowy ranek zawsze wita mnie zgryźliwym uśmieszkiem mówiącym: i po co marnowałaś czas, skoro większość rzeczy musisz zrobić jeszcze raz?
I tym oto sposobem wypracowaliśmy też rytm każdego tygodnia, gdzie sobota jest dniem sprzątania po całym tygodniu, a poniedziałek dniem sprzątania po weekendzie.
A, że mam hopla, na punkcie porządku, nic nie poradzę. Dobra, czasem się nie chce, nie ma się czasu, ale staram się kierować zasadą: utrzymuj taki porządek, byś nie musiała się wstydzić podczas czyjejś niezapowiedzianej wizyty!
Rutyna i porządek są potrzebne żeby nie zwariować! :)
OdpowiedzUsuńDobrze jest mieć swój plan dnia, o wiele łatwiej wtedy funkcjonować.
I jakoś wszystko się poukladalo, nie jest tragicznie:)))a z kazdym dniem bedzie coraz lepiej moja droga:))
OdpowiedzUsuńWariatka porządkowa ;)
OdpowiedzUsuńdostało mi się w genetycznym spadku, po mamuśce :P
UsuńTaka rutyna i plan dnia, z rytuałami są potrzebne, nawet kiedy nie ma bobasa w domu:) Ja lubię sobie planować co mam do zrobienia, nawet kiedy mam wolne i siedzę w domu. Mam tylko nadzieję, że jak się pojawi Zosia uda mi się znowu jako taki plan dnia/tygodnia wypracować:)
OdpowiedzUsuńaaaaa czyli imię wybrane! piękne, bardzo mi się podoba :)
Usuńja też lubię planować, a nawet jak nic z tego nie wychodzi, to i tak planuję kolejny raz ;)
Jakbym czytała o sobie ;) Też marzy mi się życie z Dzieckiem takie jak przed, tzn. uważam, że Dziecko nie przeszkadza w niczym. Tylko kwestia tej rutyny, ładu i porządku, które na nowo trzeba wprowadzić w życie :)
OdpowiedzUsuńBędę tu wpadać:) Pozdrawiam
jak się ma takie podejście, to zazwyczaj się udaje, grunt to poukładac sobie wszystko w głowie i zorganizować efektywnie czas :D
Usuńsuper, wpadaj o każdej porze dnia i nocy ;)
też potrzebuję mieć jakieś ramy, punkt zaczepienia. inaczej moje działania są kompletnie nieefektywne. A to dlatego, że leń ze nie patentowany i jeśli sobie zawczasu wszystkiego nie poukładam i nie zorganizuje, to tylko odkładam wszystko na później...
OdpowiedzUsuń