16 sierpnia 2014

Dorośli, którzy nie dorośli. Do pisania.



Jestem blogerem. I piszę sobie wszystko to, na co mam ochotę. Nie mam wykształcenia polonistycznego, a i tak wydaje mi się, że potrafię pisać całkiem nieźle - ze zrozumieniem, czasem ironią i sarkazmem. Których nie muszę udowadniać, czy w ogóle wskazywać, że są.
A gdybym tak była wykształconą dziennikarką, miałabym prawo do pisania obraźliwych, lub niesmacznych artykułów?

Pewnie nie skomentowałabym całej sprawy, gdyby temat nie zahaczał o parenting i nie dotykał miasta, z którym jestem związana. Rzadko angażuję się w jakieś wojenki (choć tu sprawę komentuję z rozmysłem już po fakcie). To jest nawet pierwszy raz, kiedy poświęciłam chwilę, by wgłębić się w taki temat. I jakież było moje zniesmaczenie, po przeczytaniu artykułu redaktorki lokalnego portalu z Białegostoku.. 

Tak naprawdę nie potrzeba wiele, by przedstawić kogoś w złym świetle. Wystarczy puszczenie w obieg jakiejś plotki, bez wskazania nawet źródła pochodzenia, podania linka. Żeby osiągnąć swój cel można zagrać na emocjach, wziąć kogoś na litość, czy podburzyć czytelników z własnego miasta chwytliwym tytułem artykułu "Kalisz nam fika, więc białostoczanie – do dzieła!", tak, by cały konkurs wyglądał na wojnę miast. Cóż, mało profesjonalne. Naprawdę.
Na oburzenie się kaliszan nie trzeba było długo czekać, a pani redaktor myślała, że (sprytnie) wywinie się z całej sprawy pisząc kolejny artykuł, który znów nie poparty żadnym konkretnym dowodem był skierowany przeciw rodzicom z Kalisza. 

"Inna sprawa, że ostatnio, nie tylko na przykładzie tego konkursu, który nie ma znaczenia ani dla mojej emerytury, czy spraw zdrowia, wypływa bardzo niepokojące zjawisko. Przynajmniej mi to zjawisko się nie podoba. Ogłaszanie konkursów na lajki do czegokolwiek, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie." - Nie mogłam się oprzeć pokusie, by nie zacytować tu mojego ulubionego fragmentu z drugiego artykułu . Skoro ktoś wątpi w sens jakiegoś przedsięwzięcia, po co angażuje się w całą sprawę puszczając w obieg tekst zachęcający do głosowania? Ba! Posuwa się nawet do tego, by w niesmaczny sposób obsmarować rywala, który tylko tym zawinił, że wykazał się kreatywnością i zaangażował w konkurs całą rodzinę, który de facto konkursem rodzinnym jest.

W zasadzie mogłabym skomentować każdy fragment obu artykułów, jednak tą (wątpliwą) przyjemność zostawię już Wam. Sami ocenicie, jeśli będziecie chcieli.
Owszem, mamy tę wolność słowa. Ale czasem mam wrażenie, że osoby, które powinny świecić przykładem, bo raz, że mają wykształcenie w danej dziedzinie, dwa powinny być wiarygodne, robią sobie z czytelników jaja.
Mi tylko pozostaje mieć nadzieję, że pisanie artykułów w tonie wątpliwych faktów i obrażania innych osób, nie wkradnie się kiedyś na stałe w praktyki dziennikarskie.

A tu podrzucam link do artykułu z Kalisza.

2 komentarze:

  1. Niestety dziennikarz dziennikarzowi nie równy, a ostatnio o takowego z klasą jest coraz trudniej. Dlaczego? Nie wiem. Przypuszczam, że klasa jest trudniejsza i nie modna. Łatwiej obsmarować, zgnębić, albo wypromować się cudzym kosztem.
    Kiedyś chciałam iść na dziennikarstwo, ale jak zobaczyłam ludzi z którymi potencjalnie miałabym studiować zrezygnowałam. Niby wszyscy przebojowi, ale każdy każdemu (w większości) by świnie podłożył - stwierdziłam, że nie pasuję do towarzystwa wzajemnej adoracji i obrabiania tyłków:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie też nie potrafię wyjaśnić tej tendencji, a bardzo mnie to ciekawi..
      Szkoda, świat schodzi na psy..

      Usuń