25 sierpnia 2014

Białe na czarnym.



Są takie dni, które chciałoby się wyrzucić do kosza. Podrzeć na milion kawałków, spalić, pozbyć się w jakikolwiek sposób i o nich zapomnieć. Tylko nie jest to takie łatwe.. 
Próbuję znaleźć sposób na to, by pozbyć się tej beznadziejności, tego czegoś, co szarpie mi synapsy pod skórą. Gdybym tylko wiedziała czego mam się pozbyć, pewnie byłoby łatwiej.
Tyle, że czasem człowiek odpuszcza sobie zastanawianie się nad przyczyną z obawy przed tym, co odkryje...


Czy warto w takich sytuacjach wgłębiać się w swoją psychikę? Kopać, poszukiwać? Odruchowo zamierzam odpowiedzieć - nie. Tyle tylko, że to pewnie skończyłoby się pogłębianiem się stanu obecnego. Wiem o tym, niechętnie skłaniając się do odpowiedzi: tak. Ale może nie teraz? Może jutro? Przecież jestem taka zmęczona, nie wiadomo czym. W zasadzie nic nierobieniem. Zastaniem się, a jednocześnie podporzątkowywaniem wszystkiemu dookoła. Brakiem niezależności. 
Kiedy pozwalam moim myślom zapuścić się na te niebezpieczne, dość mroczne tereny, natychmiast mam ochotę się cofnąć. Ale brnę dalej, nazywając głośno po imieniu swoje wady. I odkrywając takie, o których istnieniu nie miałam pojęcia.
Czy może tylko teraz wydaje mi się, że one są, ze względu na wisielczy nastrój..? 

Utknęłam.
Muszę się jakoś oczyścić.

3 komentarze:

  1. Też mam ponury nastrój... Też chciałabym być bardziej niezależna - głównie finansowo. Pogoda okropna, szaro, buro, ponuro i zimno! :(

    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Głowa do góry....jutro będzie lepiej. Widzę storczyki:)))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem i mnie dopadają takie dni i mam tak samo jak ty utykam w kropce, ale zazwyczaj później nadchodzi poprawa i pojawia się wyjście:)

    OdpowiedzUsuń