22 sierpnia 2013

O prowadzeniu ciąży w Anglii


Liczę się z tym, że w każdej chwili może nadejść "godzina zero", postanowiłam więc odhaczyć na mojej liście tematów ten, który opiszę dziś: ciąża w UK.
Prowadzenie ciąży w deszczowej krainie bardzo różni się od tego, jak to się robi w naszym kraju. Oczywiście nie mam jakiegoś szczególnego porównania, bo moje pierwsze dziecię rodzić będzie się właśnie na wyspie, niemniej co nieco obiło mi się wcześniej o uszy jak to się robi w Polsce.


 
Zacznijmy od tego, że tak właściwie tutaj ciążę uznaje się w pełni od 12 tygodnia. Nie oznacza to, że fakt ten jest całkowicie ignorowany, jednak Anglicy wychodzą z założenia, że jeśli ciąża jest np zagrożona nie będę jej ratować na siłę, bo tak widocznie chce natura. Z tego co wiem u nas w kraju ciąża jest "pełnoprawną" ciążą od momentu zaciążenia, nie ważne który to tydzień. 


A zatem, dowiadujemy się, że zaciążyłyśmy - oto jak wszystko wygląda krok po kroku...


1. Umawiamy się w przychodni na wizytę z naszym lekarzem pierwszego kontaktu - GP.
To właśnie GP oblicza nam na podstawie ostatniej daty miesiączki przybliżony tydzień ciąży, po czym umawia na wizytę z położną, wizyta jest krótka, rzeczowa, nic szczególnego.
2. W Anglii to położna prowadzi całą ciążę.
O ile nie ma komplikacji przy porodzie, ani nie ma konieczności cesarskiego cięcia w ogóle nie mamy styczności z lekarzem. Pierwsza wizytą z położną jest najdłuższa, oblicza ona przypuszczalny tydzień ciąży, pobiera wszystkie dane rodziców, a także historię chorób przebytych i rodzinnych. Mierzy nam ciśnienie i waży nas. Następnie wręcza nam formularz na badanie usg, paczuszkę powitalną z czasopismami dla ciężarnych oraz maternity book (odpowiednik karty ciąży w pl) i na tym wizyta się kończy. Nikt nie zagląda Wam w podwozie, ani na początku, ani przez całą ciążę.
 3. Maternity book.
Od tej chwili obowiązkiem ciężarówki jest noszenie jej ze sobą wszędzie, na każde badanie, do każdego lekarza, a nawet do sklepu, gdy wybieramy się by kupić zaledwie pyry na obiad... Minus jest taki, że ma ona format A4, więc do końca ciąży jesteśmy skazane na balast dużej torebki.
4. Do szpitala na usg.
Umawiamy się na wizytę w szpitalu. Tylko tam jest wykonywane usg i to TYLKO w 12 i 20 tygodniu ciąży. Mamy zatem tylko dwie okazje do pooglądania maluszka... Ubolewam nad tym strasznie. Pierwsze 3 zdjęcia z usg dostajemy w prezencie.
5. Od 12 tygodnia wszystko się zmienia.
Mam tu na myśli podejście do ciężarnej, odczułam o wiele większą troskę o mnie i malucha. Ponieważ w mojej rodzinie wystąpiła mukowiscydoza, a T. miał problemy serduszkowe, gdy był malutki, od razu zainteresowano się tymi anomaliami i skierowano na dodatkowe, zapewne dość kosztowne badania. Oczywiście my nie płaciliśmy ani grosza, ani za usg serduszka naszego Szkraba, ani za badania genetyczne mające stwierdzić nosicielstwo mukowiscydozy, bądź też jego brak. Fakt, że do specjalistycznych klinik trzeba było dojechać, ale te koszty to małe piwo, bo z tego co wiem w Polsce choćby za badania genetyczne trzeba zabulić niezłą kasę.. 
 6. Badanie ryzyka na wystąpienie zespołu Downa.
Od obojga rodziców podczas pierwszego badania usg pobierana jest próbka krwi, która wędruje do laboratorium. Na podstawie wyników jest szacowane ryzyko wystąpienia choroby, a wyniki przychodzą do domu drogą listowną po około 2-3 tygodniach. 
7. Usg połówkowe.
Tak, w 20 tygodniu ciąży jedziemy do szpitala na usg, które wyjawi nam (o ile sobie tego życzymy) płeć naszej pociechy. Lekarka bada też szczegółowo płód, ogląda czy prawidłowo wykształcają się i funkcjonują organy, mózg, odruchy dziecka. A po badaniu można zacząć rozpaczać, że nie zobaczymy już naszego maleństwa do dnia porodu, chyba, że zafundujemy sobie kosztowne usg prywatne...
8. Częstotliwość spotkań.
Na początku jest ona znikoma, raz na miesiąc. Czasem spotykamy się z GP, czasem z położną. Schemat spotkania jest praktycznie taki sam: ciśnienie, próbka siusiu, słuchanie serduszka malucha na kozetce (nie szaleją z tym, jest to chwila zaledwie), pytanie o samopoczucie, czasem pobieranie krwi.  Jeśli człowiek sam nie zacznie zadawać pytań co, jak, dlaczego, nie mają tu zwyczaju informowania o czymkolwiek związanym z ciążą (wyjąwszy oczywiście informację gdzie, kiedy, na jakie badania, lub kiedy na wizytę). Ponieważ ja we własnym zakresie pochłaniałam wszelaką wiedzę ciążową nie miałam pytań, więc moje wizyty zawsze przebiegały ekspresowo. Mniej więcej od 28 tygodnia wizyty zwiększają częstotliwość do dwóch razy na miesiąc.
9.  Konflikt serologiczny.
Po przebadaniu krwi obu rodziców zostaje ustalone ryzyko konfliktu serologicznego. Jeśli takowy może wystąpić właśnie w 28 tygodniu podawany jest matce (w szpitalu oczywiście) zastrzyk z przeciwciałami.
10. Szkoła rodzenia.
Z tego co mi wiadomo szkoła rodzenia to w deszczowej krainie zaledwie 3 spotkania, które moim skromnym zdaniem niewiele wnoszą do życia ciężarnej kobiety. Sama zrezygnowałam z tych spotkań, bo o tym jakie komplikacje mogą wystąpić podczas porodu mogę sama poczytać, a oglądanie oddziału położniczego nie jest mi do szczęścia potrzebne. Zatem w tej kwestii zbyt wiele Wam nie powiem, uważam jednak, że nazwa "szkoła rodzenia" jest w wypadku Anglii mocno podkoloryzowana.
11. Wywołanie porodu.
Cóż, jeśli nasz maluch zasiedzi się w brzuchu, to z tego co mi wiadomo wywołanie porodu odbywa się dopiero w 42 tygodniu, co mnie osobiście lekko przeraża. Mam nadzieję, że ja nie będę musiała aż tyle czekać...

Z moich doświadczeń i braku szczegółowej wiedzy jak to wygląda w Polsce mimo wszystko ośmielam się stwierdzić, że różnice są bardzo duże. Co mnie oczywiście zadziwiło najbardziej to brak sprawdzania co tam w dole piszczy, a najbardziej zabolał fakt, że do trzech miesięcy mimo wszystko to dzieciątko w brzuchu jest tylko jakąś tam fasolką... 
Poza tak znacznymi różnicami ogółem nie mogę narzekać na sposób, w jaki to wszystko się tu odbywa. Owszem, miałam pecha na każdej wizycie spotykać inną położną (a to trochę dezorientujące), ale każda osoba, z którą miałam do czynienia, czy to w przychodni, czy szpitalu, traktowana byłam naprawdę bardzo dobrze. Miałam szczęście spotkać ludzi, którzy sprawiali wrażenie, jakby sami moją ciążą się cieszyli, a takiej serdeczności chyba w Polsce jeszcze brakuje...
 

Na koniec chcę jeszcze podziękować za to, że mnie odwiedzacie, że zostawiacie po sobie ślady w postaci komentarzy. Serdecznie witam również nowych obserwatorów i podglądaczy!! ;)
Super, że jesteście! :)

3 komentarze:

  1. Zupełnie inny świat. Napisz jak jest w Angli jeśli chodzi o...stosunki sąsiedzkie, o znajomościach, lub...o tym co chcesz:)Chętnie przeczytam...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że ta tematyka kogoś interesuje. Świetny pomysł mi podrzuciłaś, już mogę powiedzieć, że na pewno go zrealizuję :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. u nas jest bardzo, bardzo podobnie :) jako doula w trakcie nauki stwierdzam: opieka jest świetna! jako mama, która już przez to przeszła stwierdzam: to samo :)

    OdpowiedzUsuń