22 kwietnia 2014

Six InstaMix! #1



Tych, którzy nie posiadają Inastagrama trochę rzeczy omija. A z kolei ci, którzy go posiadają są z nami na bieżąco, jednak nie do każdego zdjęcia chce się pisać na telefonie całych wypracowań, żeby w pełni oddać to, co się u nas działo. Postanowiłam więc stworzyć serię Six InstaMix, w której będę wybierać sześć zdjęć z mojego Instagrama, by je Wam tu pokazać, a dodatkowo wypowiedzieć się na temat każdego z nich, czyniąc wpisy pod tą etykietą bardziej podobnymi do pamiętnikowych relacji. Wpisy z tej serii będą pojawiać się raz w miesiącu, a pierwszy tego rodzaju post zaczynam relacją z miesiąca marca :)


Zdecydowanie na pierwszy ogień idzie Pierworodny - no bo jakże inaczej? Znaczną część miesiąca spędziłam klęcząc przy nim, lub siedząc obok, żeby go pilnować. Przed upadkiem. Stąd też te poduszki wokół niego, gdyż piernik mały nie umiał, a chciał siedzieć. Koniecznie. Jeśli nie siedział była obraza majestatu i jęczenie pt. "Muszę siedzieć, inaczej cały dzień będę marudził, rozumiesz?"
  

W marcu odbyła się również nasza druga już wycieczka do Londynu, którą z resztą już opisałam, niemniej wydarzenie to wydaje mi się na tyle ważne, by umieścić w marcowym zestawieniu fotkę z Muzeum Nauki, w którym byliśmy. Nadal podtrzymuję swoje zdanie - warto!


No, ale marzec to nie tylko przyjemności. To też praca nad tym, by pozbyć się wielkiego tyłka. Yduu, ja nie marudzę, żeby nie było! ;>

  

 Nie tylko ja ciężko pracowałam, Pierworodny również. Np. nad tym jak bardziej efektywnie się poruszać. Były złości, pisk niemocy, były błagalne oczy w stylu kota ze shreka. No ale dziecko nooo, ja się raczkować za Ciebie nie nauczę!


 

Końcówka marca nie była wymarzonym stanem w jakim się znalazłam. Bo przyjaźń ze skakanką sporo mnie kosztowała - utratę głosu i kaszel taki, że płuca wyplułam chyba ze 3 razy. Na dodatek, mój wspaniały przyszły mąż "uszczęśliwił" mnie wyborem najgorszego z możliwych syropów - miętowego. Nienawidzę. Ale pomogło i żyję.


W zasadzie prawie nie robię sobie fotek "selfie", ale ta mi akurat wyszła, ja na niej też wyszłam jak człowiek, a to sukces, więc wrzucę, a co. Lepsze takie, niż to, na którym wyglądam jak cień człowieka, zasłaniając pół twarzy tabletkami. Które de facto nie pomogły, a które świetnie zastąpił wspomniany wyżej syrop. Komentarz przyszłego męża widzącego tą fotę to: wyglądasz, jakbyś miała 12 lat! Do tej pory rozkminiam, czy był to komplement, czy raczej powinnam się obrazić...

A, żeby być na bieżąco i obejrzeć wszystkie dodawane przeze mnie zdjęcia zapraszam rzecz jasna na mój Instagramowy profil. Do zobaczenia na nim, lub za miesiąc w relacji z kwietnia ;)

9 komentarzy:

  1. śledzę Cię na bieżąco !! a co! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ja jestem jedną z tych osób, dla których ten własnie post jest skierowany. Jakoś jeszcze na posiadanie Instagramu się nie skusiłam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja próbowałam kilka miesięcy temu i coś popsułam, dopiero niedawno schowałam dumę do kieszeni i poprosiłam o pomoc mojego T. żeby naprawił :P

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. To nie będzie trudne, jajka jadam z ketchupem :D

      Usuń
  4. Instagram nie jest mi potrzebny do życia. nawet nie wiem po co to. Jak by tych społeczności było mało :) Ale śliczne zdjęcia :) Poproszę więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie ;) Jak tylko kwiecień się skończy. :)

      Usuń
  5. Piekne zdjecia.:))Fajnie, ze mnie odwiedzasz, bardzo mi miło.Pozdrawiam Was serdecznie/))

    OdpowiedzUsuń